VI.
Hermiona od paru minut znajdowała się
w gabinecie dyrektora. Siedząc w wygodnym fotelu, przyglądała się
otaczającym biurko, półkom z książkami. Kiedy weszła
do środka nie zastała nikogo, ale cierpliwie czekała na Profesora
Dumbledore'a. Dziewczyna wciąż nie wiedziała z jakiego powodu się
tam znalazła. Nie mogła przypomnieć sobie co by świadczyło, że
coś zrobiła źle. Ale jednak, z jakiegoś powodu została wezwana.
Wstała i zaczęła przechadzać się wokół półek z
książkami. Ku jej zdziwieniu ujrzała kilka mugolskich pozycji.
Dziwne, nigdy nie sądziła, że mogły zainteresować prawdziwych
czarodziejów. Ona sama je uwielbiała, ale to pewnie związane
było z tym, że wywodziła się z mugolskiej rodziny. Po chwili
wzięła jedno z opasłych tomisk, jednakże nie zdążyła zobaczyć
tytułu. Usłyszała za sobą spokojny głos Dyrektora.
- Dzień dobry, Panno Granger.-
powiedział profesor Dumbledore patrząc na nią rozbawiony zza
swoich okularów-połówek.- Nie mogła się pani
powstrzymać, prawda?
Hermiona speszyła się lekko i
odstawiła książkę na swoje miejsce.
- Przepraszam, Profesorze. To było
silniejsze ode mnie.
- Oczywiście. Książki mają potężną
moc zachęcania ludzi do czytania. Zresztą dałem Pani dużo czasu
by przejrzeć wszystkie moje pozycje. Proszę Panno Granger, fotel
czeka. Spóźniłem się potwornie, no ale nie było mnie od
początku roku szkolnego- westchnął starzec- Tyle się wydarzyło...
Szatynka uśmiechnęła się nieśmiało.
- Profesorze, a tak właściwie co ja
tu robię?
- A tak.- Profesor Dumbledore w jednym
momencie spoważniał.- Chodzi o Pani pocztę, Panno Granger.
- O moją pocztę?- spytała zdziwiona,
po czym zaschło jej w ustach.
List do Tonks. Wysłała go dwa dni
temu.
- O, nie.
- Tak.- potwierdził dyrektor.- Ktoś
po drodze przechwycił list, przeczytał i oddał z powrotem sowie.
Trafiła do Tonks, z widocznymi śladami wcześniejszego czytania.
Hermiona wcisnęła się mocno w fotel.
Mogła zdradzić wszystkich, Zakon, G.D i Syriusza. Było jej
niedobrze. Schowała twarz w dłonie.
- Spokojnie, Panno Granger. Z tego
powiedziała Tonks wspomniałaś tylko o Łapie i Harrym. Zarazem to
mało jak i dużo. Muszę cię prosić byś bardziej uważała w
swojej korenspondencji. Dobrze?
- Czy wiemy kto czytał mój
list?
- Podejrzewamy, że ktoś z
ministerstwa.
Hermiona westchnęła głośno, po czym
podniosła się z fotela.
- Jeszcze jedno, Panno Granger. Musi
pani uważać na ludzi, którzy są wokół. Nie każdemu
można zaufać.
- Dobrze, Profesorze.- odpowiedziała
cicho i wyszła z gabinetu.
***
Następnego dnia, w czwartek
Hermiona zaraz po zakończeniu zajęć zaszyła się na jednym z
mniej uczęszczanych korytarzy. Sama nie wiedziała czy to z powodu
ponurej jesieni, czy listu, dopadła ją głęboka depresja. Jak
najskuteczniej starała się unikać swoich przyjaciół oraz
nie zajrzeć do prac domowych. Wolała tak jak teraz, siedzieć na
parapecie, wtulić się w zimną szybę by patrzeć jak deszcz uderza
o ziemię. W dłoni trzymała prezent od Tonks, gdy nagle medalion
zaczął błyszczeć na ostry pomarańcz. Hermiona poruszyła się
nerwowo, naszyjnik schowała do kieszeni, a sama schowała się za
filarem. Usłyszała kroki i odgłos rozmowy.
- Już niedługo, Blaise.
Już niedługo. - tłumaczył jeden z rozmawiających, a szatynka
rozpoznała w nim głos...Malfoya.
Zamarła. Jeśli blondyn ją
ujrzy, nie wiadomo co z nią zrobi. Po incydencie w pociągu ma za co
się zemścić, a i tak udawało jej się unikać go bez żadnych
problemów. Jednakże Ślizgoni chwilę później jakby
się rozmyli. Nie usłyszała już kroków ani rozmowy. Po
chwili niepewnie wychyliła się zza filaru. Nikogo nie było. Czyżby
się teleportowali? Nie, w szkole nie można było się przenosić z
miejsca na miejsce, od tak. Zamek chroniły przeciwzaklęcia. Jak nie
teleportacja to...Bingo! Tajemne przejścia! W Hogwarcie mnóstwo
było sekretnych korytarzy prowadzących w różne miejsca w
szkole jak i poza nią (kilka prowadziły do Hogsmeade). Bliźniacy
również się nimi posługiwali...Tylko gdzie zniknął
Malfoy? Dokąd poszedł i o czym mówił? Z pewnością nie
rozmawiali o żadnej z przyziemnych spraw. O, nie. Ślizgon na pewno
znów coś uknuł. Tylko co? Nie zdążyła zbyt długo
pomyśleć gdyż ujrzała zbliżającego się w jej stronę,
uśmiechniętego chłopaka.
Tom.
***
W tym samym czasie Ginny
wracała ze swoich ostatnich zajęć, eliksirów. Teraz
uśmiechnięta, skierowała się w stronę boiska do quidditcha, gdyż
zaraz miały zacząć się treningi drużyny. Ale kiedy dotarła na
miejsce zbiórki, zastała tam tylko Katie. Gryfonka ubrana w
swoim stroju do ćwiczeń, siedziała na ławce ze spuszczoną
głową,a proste włosy opadały jej na twarz.
- Cześć.- Ginny
uśmiechnęła się do niej delikatnie.
Dziewczyna zaskoczona
uniosła głowę. Odwzajemniła uśmiech.
- Hej.
Rudowłosa usiadła obok
niej.
- Gdzie są wszyscy? Trening
powinien się już zacząć, nie?
Brunetka wzruszyła
ramionami.
- Zaraz pewnie przyjdą.
Chociaż to dziwne. Angelina zawsze przychodzi jako pierwsza.
- Hmm.- zamyśliła się
Ginny.- A co tam u ciebie słychać?- spytała z troską w głosie,
co nie uszło uwadze Katie.
- Wszystko dobrze. Wiesz,
dużo nauki, quidditch...
Dziewczyna patrzyła na nią chwilę potem westchnęła.
- Katie...przecież wiesz,
że nie o to pytam.
- Chodzi ci o Freda?
Zerwaliśmy. Chyba słyszałaś?
Brunetka nerwowo poruszyła się na ławce.
- No, wiem.- zająknęła
się.- Ale jak to się stało? On mi nic nie powiedział...
- Wciąż się przyjaźnimy,
Ginny. I jeśli twój brat nie chciał ci powiedzieć to musisz
to uszanować.- powiedziała chłodno Katie.
Ognistowłosa gwałtownie
złapała Gryfonkę za rękę.
- Nie denerwuj się! Martwię się o niego. Zawsze niewiele mówił o swoich
uczuciach. A myślę, że chyba i tak jestem dobrze wtajemniczona w tą sprawę, czyż nie? Przecież to mnie pierwszej w czerwcu powiedziałaś co się dzieje.
Gryfonka wydała z siebie ciche jęknięcie .
- Jego zachowanie nie wynika
z naszego zerwania. Ma już kogoś innego na oku. Pasuje ci taka odpowiedź?
- Naprawdę?!- wykrzyknęła
zdziwiona rudowłosa, która szybko poderwała się do góry.
- Cicho, Ginny masz nikomu nie mówić.- wymamrotała Katie i ruszyła w stronę innych członków drużyny,
którzy właśnie pojawili się na boisku.
***
- To tutaj.- rzekł cicho
Tom trzymając ją za rękę.- Tu zapomnisz o wszystkim.
Hermiona kiwnęła głową.
Kiedy tylko zobaczyła go na korytarzu, rzuciła mu się w ramiona,
a on bezsłowa przyprowadził ją tu. Zrozumiał ją, chociaż ona
nic mu nie powiedziała. Była mu za to wdzięczna. Chłopak stojąc
obok niej, uśmiechnął się delikatnie i pogłaskał ją po
policzku. Stali gdzieś, w kompletnych ciemnościach gdyż Tom
przyprowadził ją w jakieś zapomniane przez Hogwart, miejsce.
Potrafiła jedynie dostrzec pięknie wyrzeźbione, drewniane drzwi.
- Co to za miejsce?-
wyszeptała, ściskając mocniej jego dłoń.
Krukon uśmiechnął się
tajemniczo.
- Zaraz się dowiesz-
powiedział równie cicho.- Zamknij oczy.
- Po co? I tak nic nie
widzę.
- Czy ty musisz zawsze się
sprzeczać? Po prostu mnie posłuchaj, dobrze?
- Okej.- westchnęła i
przymknęła powieki.
Mogła by przysiąc, że
zachichotał.
- Doliczę do trzech i
otworzę drzwi. Ale oczy otworzysz dopiero gdy ci powiem. Rozumiesz?-
Tom stopniowo mówił coraz ciszej.
Hermiona kiwnęła głową.
- Raz...
Czuła jak obejmuje ją w
pasie.
- Dwa...
Wstrzymała dech.
- Trzy!
Usłyszała skrzypnięcie
drzwi. Krukon powoli wprowadził ją do pomieszczenia. Czekała
chwilę, po czym wyszeptał.
- Otwórz już oczy,
Hermiono.
Kiedy to zrobiła, w
piersiach zabrakło jej tchu. Nie była już w Hogwarcie. Tylko w
Brighton, nad morzem.
- Jak to się stało?
Teleportowaliśmy się?
- Nie, wciąż jesteśmy w
szkole.
Zrzędła jej mina.
- To pokój lustrzany.
Działa mniej więcej tak, jak pokój życzeń. Tylko, że to
pomieszczenie pokazuje tylko miejsca w których chcemy się
znaleźć.- wytłumaczył Tom.
Hermiona roześmiała się i
zakręciła się w miejscu. Jej zły nastrój gdzieś się
ulotnił.
- W dzieciństwie zawsze
jeździłem do Brighton. Wywołuje dobre wspomnienia.- ciągnął
Krukon.- Chcesz spróbować?
Szatynka uśmiechnęła się
promiennie.
- Tak.
- Po prostu pomyśl gdzie
chciałabyś się znaleźć.
Pomyślała. I w następnej
chwili byli na Pokątnej. Udało się! Zamknęła oczy i wsłuchała
się w gwar ulicy. Po pewnym czasie Hermiona otworzyła oczy i
oprzytomniała. Jest tu z Tomem i gdyby nie on w ogóle by tu
nie trafiła. Stał tuż obok niej, przyglądając się się jej ze
szczęśliwym uśmiechem. Bez żadnego wyjaśnienia rzuciła mu się
na szyję i pocałowała go w policzek.
- Dziękuję.- wyszeptała.
On przycisnął ją do
siebie mocniej i odpowiedział równie cicho.
- To będzie nasza
tajemnica. To będzie nasze miejsce.
- Tak. Tylko nasze.-
potwierdziła.
Taadaaam! Wiem, wiem dawno nic nowego nie napisałam. Powody techniczne. Komputer nawalił, dużooo nauki. Ale nie ważne, wróciłam. Dedykacja dla Rupci, Moonstone oraz dla Nowych Czytelniczek Rice i Biśce( po waszych rozległych komentarzach nabrałam chęci do dalszego pisania). Dziękuję wszystkim za komentowanie oraz za to, że jeszcze czytacie te moje wypociny. Kolejny rozdział pojawi się najprawdopodobniej w przyszłym tygodniu. Trzymajcie się Czarodzieje!
***
Wieczorem, kiedy Hermiona
wróciła do Pokoju Wspólnego Gryfindoru, razem z
Harrym i Ronem, odrabiała lekcje. Wciąż jeszcze rozmawiali o
sprawie listu, a dziewczyna napomknęła również o dziwnym
spotkaniu Malfoya. Chłopcy jednak zbagatelizowali zniknięcie
Ślizgona. Nic dziwnego. Mieli do napisania esej na Transmutację,
więc wszelkie zawiłe rozmyślania musieli zostawić na później.
Nie napracowali się zbyt długo gdyż stanął przed nimi zapłakany,
jedenastoletni chłopiec. Miał całą opuchniętą twarz i włosy w
jaskrawozielonym odcieniu. Próbował coś powiedzieć, ale z
jego ust wyszedł tylko niezrozumiały bełkot.
- Fred i George, prawda? To
oni ci to zrobili?- ponagliła go szatynka.
Chłopiec pokiwał głową,
a w jego oczach ponownie pojawiły się łzy.
- No, nie tego już za
wiele! Ron, weź go do skrzydła szpitalnego. Ale najpierw niech twoi
bracia go zobaczą, zobaczą co zrobili.
Pędem dotarła do stołu
przy którym siedziała rozbawiona trójka. Bliźniacy i
Lee Jordan.
- Co wy narobiliście!?
- Witaj, Hermiono. Ciebie
również miło widzieć.- Lee wyszczerzył zęby.
- Nie ty. ONI.
- My?- zdziwił się George.
- Doprawdy jak zwykle urocza
i spokojna.- zachichotał Fred.
- Przestańcie się tak
zachowywać!
- Ale jak!?- zareagowali
zaskoczeni bliźniacy.
- Nooo, tak! Nie wiecie co
zrobiliście!? Przez te wasze eksperymenty niewinny pierwszoroczniak
trafi do skrzydła szpitalnego.
- CO!?!- Fred i George
podskoczyli w górę.
Ron wraz z chłopcem
pojawili się tuż obok dziewczyny.
- Ron, zabierz go do pani
Pomfrey.- nakazała surowym głosem.
Skruszeni, bliźniacy
spuścili głowy.
- Przepraszamy.- wymamrotali
wspólnie, ale Hermiona ich nie słuchała.
- Te wasze wybryki są
niebezpieczne! Jak możecie to sprzedawać jak nie wiecie jak dana
osoba na to zareaguje? Jesteście N-I-E-O-D-P-W-I-E-D-Z-I-A-L-N-I!-
przeliterowała.- Co by powiedziała wasza matka!?
Fred stanął naprzeciwko
niej z założonymi rękoma, był wściekły i zdeterminowany. Tak
jak i ona.
- To samo co ty.- bąknął
cicho George, ale nikt go nie usłyszał, bo jego brat krzyknął
równie głośno co dziewczyna.
- Przestań! Nawet nie wiesz
ile nad tym pracujemy zanim to sprzedamy! Jak zwykle się wymądrzasz,
Hermiono!- nakręcał się Fred.- A czy to nie ty pozwoliłaś nam
dać Malfoyowi jeden z tych smakołyków!?
Szatynka zrobiła się cała
czerwona na twarzy.
- Żartowałam! Przykro mi,
ale muszę wam teraz skonfiskować te “smakołyki“.
George już sięgnął po
leżące na stole pudełka, gdy Fred zatrzymał go skinieniem głowy.
- Nie. To nasza
długomiesięczna praca. Nie pozwolę ci tego zabrać! Jakie ty masz
do tego prawo!?
- Jestem Prefektem.-
powiedziała chłodno Hermiona.
Rudzielec prychnął.
- Mówisz jak Percy.
Tak samo się wywyższasz.
Szatynka zwęziła źrenice.
Zabolało. Nie skomentowała tego, ani jednym słowem. Szybkim ruchem
zwinęła pudełka Weasleyów i zniknęła w dormitorium
dziewcząt. Kiedy to zrobiła Fred z powrotem opadł na fotel.
- Przesadziłeś.- mruknął
George.
Temu wszystkiemu przyglądała
się Katie siedząca niedaleko bliźniaków. Brunetka po tym
wszystkim westchnęła do siebie.
- Chyba dobrze, że nic nie
zrobiłam. Niech sami to między sobą ułożą.
Nox!
Ulala.. Fred zachował się jak palant. Rozdział cudowny! Uwielbiam czytać twojego bloga! Czekam z niecierpliwością na następny! <3
OdpowiedzUsuńJak ja się naczekałam na ten rozdział ,ale było warto ;). Fred i Hermiona nieźle się porzarli O.o. Jestem ciekawa co będzie dalej. Życzę weny i zapraszam do mnie ;). Ps. przepraszam za jakiekolwiek błędy ale piszęz telefonu i trochę mi przymula :x
OdpowiedzUsuńO matko, jaki cudowny rozdział! *.*
OdpowiedzUsuńW końcu się doczekałam! Długo nie pisałaś ;o Oczywiście dziękuję za dedyk ;**
Muszę przyznać, że zaniepokoiła mnie trochę ta kłótnia Hermiony z Fredem. Bliźniak był trochę... ostry. Na miejscy Hermiony bym się chyba rozpłakała ;o Granger i Tom... ciekawie :D Zastanawia mnie ta sprawa z Malfoy'em. Nie pozostaje mi nic innego, jak życzyć Tobie weny i niecierpliwie czekać na ciąg dalszy. Mam nadzieję, że kolejny rozdział pojawi się zdecydowanie szybciej niż ten. ;3
Pozdrawiam <3
Wohoo, dziękuję bardzo za dedykację!
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam rozdział na religii i był to wspaniały pomysł z tą salą lustrzaną! Tom jest taki słodki, jak na razie to serio wolę jego niż Freda. ;)
Nie wiedziałam, że Umbridge jednak odczytała coś z tego listu. Zakodowany był niczego sobie.
Świetny zwrot akcji między głównymi bohaterami i tajemniczy wątek Malfoya - rozdział robi wrażenie. Muszę przyznać, że czytało się bardzo szybko. Przyjemnie i umiejętnie wpleciony krótki opis gabinetu dyrektora - brawo! Świetnie się umiejscowiła ta scena. Pomysł z salą lustrzaną oryginalny i ciekawy. Podobało mi się i czekam na kolejne części.
OdpowiedzUsuńomg. rozdział jest mega ; 3
OdpowiedzUsuńchyba mój ulubiony ; )
pozdrawiam,czekam na następny i zapraszam do mnie : fremione-moja-historia.blogspot.com
Świetny rozdział. Po prostu cudowny. Pisz dalej
OdpowiedzUsuńFred się okropnie zachował! Ale to dobrze, że coś się dzieje :D
OdpowiedzUsuńU mnie nn!
http://harrymione-diary.blogspot.com/
Pisz dalej, pisz, pisz, pisz.
OdpowiedzUsuńnie mogę się doczekać ciągu dalszego :(
~Kirsta
Wspaniały rozdział tak jak całe opowiadanie, szkoda że dawno nie dodawałaś :c Czekam na następny : >
OdpowiedzUsuńChciałam Cię zaprosić do mnie :
http://christmasballl.blogspot.com/
A ją myślę, że Fred dobrze zrobił. Hermiona jak to Hermiona, wielce mądra i zgodna z prawem. George powinien stać po stronie brata. A Katie? Miała porozmawiać z Mioną. Rozdział fajny, idę czytać 7 ;)
OdpowiedzUsuńDokładnie, ja też uważam, że Fred zachował się dobrze. Zresztą co się mu dziwić, wiadomo, ma żal do Hermy, o to że ona z Tomem... A tym czasem to przez nią stracił dziewczynę... Uff... Tyle się dzieje! A Fred w 100% zachował się dobrze, mnie już nawet trochę denerwuje to jak Miona ich tak upomina i wgl. Zresztą Ron też jest prefektem i jakoś na SWOICH braci nie na krzyczał itp. Poprostu Hermiona się wywyższa, tak jak mówił bliźniak. Zresztą nawet jak tak dla zabawy zwracała im uwagę w poprzednich rozdziałach, to widać było, że się rządzi, a to irytuje. :( Ahh ta czarownica! Zastanawiam się tylko gdzie podczas tej kłótni były uczucia? Szczególnie Freda... Nie wiem, czy pomimo tego wszystkiego (w/w) potrafiłby aż tak wybuchnąć... A Herma... Cóż... Zabolało ją to, chyba nie tylko z powodu wagi tych słów, ale też ze względu na osobę, która jej to wszystko wyrzuciła. Może przez to przestanie się aż tak bardzo obnosić ze swoją 'władzą'? Oby! A co do całego rozdziału.... Bardzo podoba mi się, że te wszystkie sytuacje mają głębię, że każdemu dajesz duszę, własny charakter. To jest świetne! Dzięki temu mogę właśnie w ten sposób sobie gdybać i zastanawiać się jak to wpłynie na ich psychikę, samopoczucie, dalsze losy itp. itd.
OdpowiedzUsuńŻyczę weny!
Cześć. Bardzo podoba mi się Twoje opowiadanie, duzo miłości, ale nie za dużo. Fajnie jest wejśc sobie na taki blog i poczytać, o Feddiem, oraz Hermionie. Czymś sobie trzeba osłodzić życie. To czytam dalej :)
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie granger-land.blogspot.com
Rika